Aniołkowski marzy o podium w Tour de Pologne: „przyjechał tu sprinterski top”
Po dwóch finiszach w czołowej dziesiątce 81. Tour de Pologne Stanisław Aniołkowski ma apetyt na pierwsze w karierze podium w narodowym wyścigu. – W Prudniku i Katowicach trochę brakowało szczęścia, ale też dobrego ustawienia czy wejścia w ostatni zakręt. Mam nadzieję, że finałowy etap w Krakowie przyniesie w końcu upragniony sukces – mówi 27-letni kolarz grupy Cofidis.
To przełomowy rok w karierze Aniołkowskiego. Polak finiszował na drugim miejscu podczas jednego z etapów Giro d’Italia, zadebiutował też na igrzyskach w Paryżu, w miejsce kontuzjowanego Michała Kwiatkowskiego. A kilkanaście dni temu oświadczył się wieloletniej partnerce. – Długo już czekała, w końcu się zebrałem. I już myślimy o kolejnym kroku – mówi z uśmiechem popularny „Aniołek”. Bo wszystko wreszcie się układa.
27-latek jest zaskoczony popularnością na polskich szosach. – Co chwila ktoś wykrzykuje moje imię, kibicuje, dodaje otuchy. Naprawdę się tego nie spodziewałem, bo w dawnych czasach to trafiało się kilka takich sytuacji na etap. A dziś – co chwila. Jestem ogromnie wdzięczny kibicom za takie wsparcie. Bardzo chciałbym odwdzięczyć się im wynikiem, dlatego do końca tego Tour de Pologne będę walczył o miejsce na podium.
Aniołkowski przyznaje, że 6. miejsce w Prudniku i 8. w Katowicach przyjął z delikatnym niedosytem, ale przed startem w Tour de Pologne miał szalony czas. – Nominacja na igrzyska pojawiła się w ostatniej chwili, musiałem więc przerwać zgrupowanie wysokogórskie. Wyścig w Paryżu poszedł gorzej niż się spodziewałem, choć same igrzyska to naprawdę wyjątkowa impreza i bardzo się cieszę, że mogłem tej atmosfery doświadczyć – mówi Aniłkowski.
Po starcie w Paryżu nie czuł się dobrze, więc postanowił trochę odpocząć przed Tour de Pologne, ale wyścig i tak zaczynał z obawami. – Szybko się jednak rozruszałem i teraz czuję się już bardzo dobrze – deklaruje zawodnik ekipy Cofidis. Docenia jednocześnie siłę swoich rywali. – Stawka sprinterów, która tu się zgromadziła jest naprawdę niesamowita. To światowy top. Kooij, Merlier, Meeus, Bennett – te nazwiska mówią same za siebie. Jest z kim rywalizować, ale wierzę w siebie. Na Giro d’Italia udowodniłem, że potrafię się odnaleźć nawet takiej stawce.
Na 4. i 5. etapie utrudnieniem była jazda z ograniczoną łącznością radiową. – Trzeba było po prostu przypomnieć sobie dawne lata ścigania w mniejszych ekipach i mniejszych wyścigach. Od kilku lat startuję z radiem i wtedy odnalezienie kolegów przed finiszem jest łatwiejsze. Przekazujemy sobie proste uwagi, gdzie kto jest. Bez radia zaczyna się szukanie kolegów, rozglądanie się, co może prowadzić do niebezpiecznych sytuacji. W Katowicach zostałem za jedną taką kraksą. Niewiele brakowało, bym też leżał – relacjonuje Aniołkowski.
Przed nim ostatnia szansa sprinterska w Krakowie, choć wcześniej trzeba „przetrwać” trudny etap z Wadowic do Bukoviny Resort. – Będę potrzebował wsparcia kibiców – śmieje się Staszek. Ale to ma przecież na polskich szosach gwarantowane.